Rosjanie przedstawili nową wersję ze źródłem pochodzenia promieniotwórczego rutenu 106
Na temat źródła promieniotwórczego rutenu 106, który pojawił się w atmosferze pod koniec września br. usłyszeliśmy już wiele. Przypomnijmy, w październiku francuski Instytut Bezpieczeństwa Radiologicznego odnotował w powietrzu wysoki poziom promieniotwórczego izotopu ruten 106. Podobny komunikat wydała polska Państwowa Agencja Atomistyki jednocześnie oceniając, że stężenie nie zagraża ludzkiemu życiu.
Mapa z symulacją uwalniania rutenu. Opracowano na podstawie danych meteorologicznych
Już wtedy eksperci z niemieckiego Federalnego Urzędu Ochrony przed Promieniowaniem (BFS) stwierdzili, że izotop rutenu-106 został wyemitowany na wschodzie Europy, w rejonie południowego Uralu. Wówczas Rosyjska Państwowa Korporacja Energii Jądrowej - Rosatom zaprzeczała doniesieniom zachodnich specjalistów.
Na własną rękę badania na terenie Rosji podjęła organizacja Greenpeace. Z jej ustaleń wynikało, że do emisji radioaktywnego izotopu doszło w obwodzie czelabińskim, w kombinacie „Majak” przetwarzającym radioaktywne odpady. Doniesienia te potwierdziła Rosyjska Federalna Służba ds. hydrometeorologii i monitoringu środowiska naturalnego.
Tymczasem rosyjski zakład nie jest źródłem promieniotwórczego rutenu 106, który pojawił się w atmosferze - twierdzi Gazieta.ru. Portal powołał się na wstępne opinie komisji międzyresortowej, która badała sprawę. W ocenie rosyjskich ekspertów, ruten 106 znajdował się na pokładzie jednego z satelitów i gdy ten spłonął w atmosferze, urządzenia na ziemi odnotowały w powietrzu wzrost ilości radioaktywnego pierwiastka.
Normalnie jak w przypadku okrętu podwodnego Kursk. Sami sobie robią z gęby cholewę i choćby mówili prawdę (co bardzo mało prawdopodobne) i tak im nikt już nie wierzy.