
Ochłodzenia pod koniec lutego już nic nie zatrzyma
Po wielu dniach niepewnych prognoz, zgodnie z naszymi wcześniejszymi przewidywaniami, w 3 dekadzie lutego wygra adwekcja chłodnej masy powietrza. Najnowsze wyliczenia numeryczne są coraz bardziej stabilne.
Prognoza ochłodzenia, wiązki Ensembles
Największe spadki temperatur czekają nas prawdopodobnie między około 25, a 27 lutego. Wówczas temperatura na wysokości izobarycznej 1.5 km może spaść nawet do -20 st. C. To oczywiście będzie mieć przełożenie na temperatury notowane na standardowej wys. 2 m, aczkolwiek ostateczna głębokość spadku temperatury, będzie uzależniona od wielkości zachmurzenia.
Jęzor zimnego powietrza znad Rosji ma sięgnąć Atlantyku. Wstępnie prognozowana anomalia na wysokości izobarycznej 850 hPa (1.5 km) przez model ECMWF, wskazuje na temperaturę nawet o 12-15 st. niższą od normy!
Generalnie, w rejonach największych przejaśnień i rozpogodzeń mróz będzie najsilniejszy. Aktualne prognozy wskazują na największy spadek temperatury we wschodniej i południowo-wschodniej Polsce. Istnieje spore prawdopodobieństwo większego mrozu, od zanotowanego 6 lutego, gdy na Podhalu mieliśmy -25 st. C., a w Bieszczadach poniżej -20 st. C. Jeśli tak się stanie, to będzie to największy spadek temperatury w tym kończącym się sezonie 2017/2018 zimowym. Ponadto niewykluczone, że na Wybrzeżu pojawi się miejscami przejściowo efekt morza, czyli intensywnych konwekcyjnych opadów śniegu.
Przed nami więc znaczące ochłodzenie nie tylko w nocy, ale również w dzień, gdyż w drugiej połowie tego tygodnia spodziewamy się całodobowego mrozu w sporej części kraju, szczególnie we wschodniej połowie. Prognozy długoterminowe nie wskazują jednak na długotrwałe ochłodzenie. Więcej szczegółów wraz z prognozami spadków temperatur na poszczególne dni podamy w kolejnych prognozach.
Ostatnio w jednym z komentarzy tu na forum, @Lucas wawa napisał, CYTAT: "Zgadzam się z @Ben Wwa odnośnie oceny skali ochłodzeń w kontekście ocieplenia klimatycznego (rzadsze, słabsze). Jednak właśnie z tego powodu w odczuciu wielu mogą być coraz bardziej dotkliwe, bo po prostu ludzie dość szybko przyzwyczajają się do nowych standardów pogodowo-klimatycznych, w tym wypadku "łagodniejszych" zim." >> To prawda, z tym, że zamiast "dość szybko" powiedziałbym "błyskawicznie". Człowiek nie jest stworzony do życia w zimnie, a tym bardziej w mrozie; gdy w czasowej skali kilku/kilkunastu lat następuje odczuwalne ocieplenie, większość ludzi niejako automatycznie zaczyna odczuwać i traktować "nowe", cieplejsze "standardy" jako coś najzupełniej normalnego, reagując ze zwiększoną wrażliwością na ujemne odchylenia (okresy zimna), które jeszcze przed tym okresem ocieplenia odbierane byłyby jako coś zwykłego i nie aż tak dotkliwego. >> Aby to zilustrować, spójrzmy przykładowo na ostatnie cztery lata końcówek lutego (dane warszawskie). Średnia maksymalna temperatura dobowa dla okresu 21-28/02, wyniosła tutaj za ostatnie 4 lata aż +7,5°C ! Żadna, ani jedna wartość dobowej Tmax w tymże okresie w latach 2014-2017 nie była ujemna, a niemal wszystkie były wysoko ponad zerem. >> Nie dziwi przeto, że nadejście teraz temperatur ujemnych, zwłaszcza w porze dziennej, odebrane będzie przez wielu ludzi - osobliwie tych bardzo młodych - jako coś w rodzaju szoku. Jednak omawiana średnia Tmax dla okresu 1991-2017 wynosi już tylko +3,8°C. A dla okresu 1961-1990 - raptem +1,6°C. Powstaje pytanie: a może po tym bezprecedensowym cieple w końcu lutego ostatnich 4 lat, nadszedł właśnie teraz, w tym roku czas na korektę, czyli sprowadzenie średniej temperatury wieloletniej do poziomu choćby nieco bliższego temu, jaki obowiązywał przez resztę historycznego okresu pomiarowego? Korektę polegającą na tym, że będziemy mieć kilka dni solidnego mrozu w końcu lutego (a może nawet w marcu)? >> Teraz może ktoś powie, że okres 1961-1990 był dawno, i że to, co bywało wtedy zgoła nierzadko (np. całodobowe mrozy pod koniec lutego), już się nie powtórzą. Takiemu sceptykowi można rzec: podobnie wielu ludzi w roku 2012 nie wierzyło, że znowu zdarzy się tak bardzo zimowy marzec, jakie bywały kiedyś; przecież poprzedni taki był w roku ... 1996; czyli - bagatela - 16 lat wcześniej. I co? Nadszedł marzec 2013, który dla wielu był takim szokiem, że nie mogą się zeń otrząsnąć do dziś. >> Na koniec tego wywodu wypada powtórzyć: sporadyczne okresy bardzo zimnych pogód nie świadczą o zahamowaniu ocieplenia klimatycznego. Decydującym kryterium są średnie wieloletnie wartości temperatur i ich ewolucja.
Takie fale silniejszego mrozu zdarzają się nawet podczas większości łagodniejszych zim (z anomalią ponad +1K, ref. 1981-2010). Długo wydawało się, że tym sezonie może nas ona ominąć. Jednak i ta zima dołączy do innych cieplejszych, także z tej dekady, podczas których będziemy mieli choć jeden wyraźnie zimowy (tzn. z silniejszym mrozem) okres - tym razem na jej finiszu. Nie wiadomo jednak jeszcze, czy skończy się tylko/głównie na dwucyfrowym mrozie, czy też po 25.02 pojawią się także jakieś strefy z więcej, niż symbolicznymi opadami śniegu? Ta kwestia będzie się dopiero na dniach rozstrzygała. I wiele wskazuje na to, że bardziej zimowy będzie także sam początek marca. Jednak odwołując się nawet do niedalekiej przeszłości, łatwo dość do wniosku, że na podstawie samego początku miesiąca (jak i nowej pory roku), nie powinno się zbyt szybko przesądzać o jego (jej) całości.
Czy jest szansa ,ze podczas najblizszych dni spadnie troche swiezego sniegu w Rzeszowie ?