Wraz z początkiem czerwca nastanie lato. Przed nami pierwszy upał i miejscami powrót silnych burz
Mimo, że dobiega końca maj, to w tym roku jeszcze nie zanotowaliśmy na stacji synoptycznej w Polsce upału (=>30 st. C.). Dotychczas najwyższą temperaturę odnotowano w Tarnowie, gdy 26 kwietnia br. termometry wskazały w klatce meteorologicznej 29.6 st. C. W minionych latach upał zdarzał się znacznie wcześniej, a w tym roku najnowsze prognozy podtrzymują, że tak się stanie w czerwcu.
Polska dostaje się pod wpływ klina wyżowego rozciągającego się nad Azory, jedynie na wschodzie i południowym-wschodzie zaznacza się jeszcze strefa zachmurzenia z opadami związana frontem atmosferycznym rozciągającym się od Rosji po Bałkany, ale i tutaj w sobotę 01.06 pałeczkę przejmie układ wyżowy.
Prognozowany układ baryczny w czwartek 30 maja o godz. 14:00
W tym dniu spodziewamy się na przeważającym obszarze kraju, od 22, do 28 st. C. (najwyższa na Ziemi Lubuskiej). W kolejnych dniach czekają nas coraz wyższe temperatury. Niewykluczone, że 2 lub 3 czerwca padnie pierwsze w tym sezonie 30 st. C. na zachodzie kraju.
Wstępnie prognozowana temperatura 4 czerwca br.
Jeśli prognozy nie ulegną radykalnej zmianie, to w pierwszej dekadzie czerwca, a może nawet w pierwszej połowie miesiąca, na ogół należy się spodziewać temperatur maksymalnych na poziomie 24-33 st. C. (w zależności od wielkości zachmurzenia).
Wstępnie prognozowana temperatura 8 czerwca br.
Prognozowana adwekcja powietrza, miedzy 30 maja, a 9 czerwca br.
W tym czasie wzrośnie również wilgotność powietrza, która będzie sprzyjać inicjacji zjawisk burzowych, miejscami dość silnych np. około 4 czerwca. Reasumując, wraz z początkiem czerwca nastanie typowo letnia pogoda.
A więc dobiega u nas końca majowy epizod temperatur niższych od wieloletnich norm. A mówiąc ściślej, epizod pierwszej połowy maja. W kontekście wieloletniej ewolucji naszego klimatu (coraz silniejszego ocieplenia), trudno ten epizod uznać za świadectwo jakiegokolwiek przyhamowania tego procesu, zwłaszcza, jeśli po nim nastąpi ponadnormalnie gorący czerwiec.
Na jednym z popularnych portali pogodowych rzuca się w oczy tytuł, w którym tegoroczny maj określono jako “wyjątkowo zimny”. Hmm. Nie chcę tu pisać o całym kraju, takie podsumowania zrobią inni, ale czy maj taki jest/był u mnie w rejonie stolicy? Do wczoraj Tśr całodobowa maja wyniosła tu 13,7°C. Gdy spojrzymy na najnowszy (jeszcze niezakończony, bo musi dobić do 30 lat) okres referencyjny 1991-2018, to ta wartość jest poniżej normalnej o 0,7 stopnia, więc w tym porównaniu można określić maj 2019 roku jako dość chłodny (ale bywały chłodniejsze, ostatnio w 2015). Ale dla okresu referencyjnego 1981-2010, ujemna anomalia obecnego maja wynosi już tylko 0,4°C. A dla okresu 1971-2000 … nie ma jej w ogóle. Anomalia wynosi 0,0. Innymi słowy, dla ostatniego 30-lecia XX wieku, tegoroczny maj jest temperaturowo miesiącem po prostu normalnym. I … chyba nie muszę dodawać, że anomalia jego średniej temperatury w porównaniu do jeszcze dawniejszych okresów (1961-1990, itd.) jest tutaj już nie mała, ani zerowa, lecz DODATNIA? Oczywiście cały czas mowa o tej samej stacji – Okęcie. Nawet, jeśli weźmiemy poprawkę na nasilanie się wpływu miejskiego ciepła na tymże posterunku, to uderzające jest to, jak w ostatnich 10-leciach zmieniły się u nas kryteria (parametry) określające dany miesiąc jako zimny, ciepły, czy normalny/przeciętny.
Na jednym z portali informacyjnych, dziś ukazuje się oczom mrożący krew w żyłach tytuł (dotyczy Warszawy): “BULWARY WIŚLANE OTWARTE. WYSOKA WODA NA WIŚLE OPADŁA, A MIASTO LICZY STRATY”. >> A więc czeka nas tytaniczne zadanie przywracania zdewastowanego miasta do życia? Jak w czasach Mickiewicza i Słowackiego – zalanego Powiśla, Wilanowa, Siekierek, Saskiej Kępy? Wspieranie mieszkańców, którym woda porwała wszystko co w domach mieli? Opłakiwanie tych, których spotkał tragiczny koniec w spienionym nurcie? No … niezupełnie. Jak dalej czytamy w artykule: “Póki co wiadomo, że w związku z podwyższonym poziomem wody na Wiśle ucierpiało kilka hulajnóg elektrycznych, których operator nie zdążył zabrać z okolic bulwarów wiślanych.” >> Hmm. Chyba trudno takie straty określić jako największą od czasu wojny katastrofę w stolicy; tym bardziej, że złe języki mogłyby zwrócić uwagę, że – zważywszy na coraz częstsze rozjeżdżanie pieszych na chodnikach przez pędzących hulajnogistów – zatopienie tych wehikułów to raczej korzystne wydarzenie dla miasta.