Prognoza 16-dniowa: nadchodzi apogeum kwietniowego ocieplenia
Tradycyjnie w niedzielę pora na najnowsze wydanie długoterminowej prognozy pogody. Za nami kolejny tydzień, który w zasadzie niczym szczególnym nas nie zaskoczył. Pogoda była na ogół zgodna z naszą prognozą.
Po kilku ciepłych dniach przed weekendem nastąpiło chwilowe ochłodzenie, a po nim ponownie zaczęła napływać do naszego kraju ciepła masa powietrza. Początek nowego tygodnia miał przynieść apogeum kwietniowego ocieplenia, dlatego sprawdźmy czy ten trend nie uległ zmianie?
Pogodę w Polsce kształtuje dziś 08.04 odsuwający się na wschód wyż Leo. W drugiej połowie dnia, zwłaszcza późnym popołudniem i wieczorem nad zachodnią i południowo-zachodnią częścią kraju rozwinie się zachmurzenie konwekcyjne, które miejscami przyniesie przelotne opady i burze (prognoza konwekcyjna). Na pozostałym obszarze kraju do końca dnia utrzyma się ciepła i stabilna pogoda.
Kolejne dni nowego tygodnia, co najmniej do 13 kwietnia nadal będą ciepłe i przeważnie pogodne, a przelotne opady jeśli wystąpią, to będą mieć jedynie charakter lokalny i przelotny. Większe zmiany w pogodzie czekają nas około 13-14 kwietnia (+/- 1 dzień), gdy temperatura miejscami nieznacznie spadnie, a poza tym wzrośnie prawdopodobieństwo opadów i miejscami burz. W następnych dniach powinna się utrzymać typowa wiosna, czyli sporo pogodnych chwil z przyjemną temperaturą, a zmiany na ogół będą przejściowe z opadami o charakterze przelotnym z ograniczonym ich zasięgiem. W sporej części kraju możemy liczyć na wysoką temperaturę nie tylko w dzień, ale również w nocy (na przeważającym obszarze kraju brak spadków temperatury poniżej 5 st. C.), dzięki temu z coraz większym impetem zacznie ruszać wegetacja, która do 20 kwietnia powinna się pięknie rozwinąć.
Do tego terminu temperatura na ogół powinna utrzymywać się powyżej normy. Większe rozbieżności pojawiają się obecnie w prognozach na 3 dekadę miesiąca, ale te rozwiejemy w kolejnej prognozie długoterminowej za tydzień.
No i jak to skomentować? > Kiedyś taka prognoza byłaby całkiem dobra dla... maja. Jednak z roku na rok takie wyjątkowo(?) ciepłe zapowiedzi dziwią coraz mniej. I czy należy być zdumionym, że w naszych Tatrach (jak donoszą media) na coraz większej wysokości znajdowane są przez badaczy żwawo sobie rosnące rośliny, których (ze względu na zimno) nigdy - aż do teraz - tam nie było? Ponoć niedaleko szczytu Giewontu znaleziono... rosnącego pomidora. Można takie wieści traktować jak urocze ciekawostki, ale ma to wszystko swoją ciemną stronę. Choćby groźbę zagłady roślin zimnolubnych wysokiego piętra górskiego. > A tu na nizinie, choć kwietniowe słonko i ciepełko (być może rekordowe) to dla większości z nas fajna sprawa, to jednak należy pamiętać, że teraz, w tym sezonie na sam start sezonu wegetacyjnego parowanie właśnie nasila się w sposób (do tej pory) nienaturalny (jak na tę porę roku), powietrze jest bardzo suche, a opadów jest mało, bardzo mało. Tak jest na przykład u mnie, na środkowym Mazowszu. > Jeśli nie przyjdą w kwietniu/maju jakieś solidne deszcze wiosenne, to nastąpi dotkliwa posucha, wegetacja będzie poważnie zaburzona.
Moim zdaniem jeszcze do końca nie wiadomo jak wyraźne okaże się ochłodzenie w dniach 11-15.04 (?). Być może odczujemy „tchnienie” chłodniejszego wyżu skandynawskiego (gł. na N Polski) – wygląda jednak na to, że ewentualne ochłodzenie z nim związane nie będzie jakieś szczególnie duże. Także i sumy opadów ze strefy na płytkiej bruździe niżowej ułożonej z W na E nad Polską nie powinny być duże. Natomiast jak ten nowy wyż rozbuduje się nad europejską Rosję, blokując niże za naszymi W/SW granicami, to dość szybko powróci bardzo ciepła cyrkulacja SE – jaką mamy obecnie. ->>> A najbliższe 3 dni (co najmniej) będą właściwie czymś więcej niż „w pełni wiosennymi” - jak to określił synoptyk w dzisiejszej prognozie ICM. Tmax rzędu 20/25°C (lokalnie wyższe), Tmin ok. i nieco powyżej +10°C w I połowie kwietnia oznaczają anomalie rzędu +10K (!), czyli będziemy mogli wręcz mówić o pierwszym wczesnoletnim epizodzie. Jedynie stan wegetacji będzie znamienny dla wczesnej wiosny, która to jednak w zaistniałych okolicznościach dość szybko nadrobi zaległości po późnej zimie. ->>> Dodam jeszcze, że obecne duże ocieplenie to zasługa nadal dość mocno zaburzonej/osłabionej cyrkulacji strefowej (z W) – co w porze ciepłej częściej sprzyja u nas ociepleniom (niż ochłodzeniom). A ich skala jest coraz to większa, wraz z postępującym ociepleniem klimatycznym – o czym świadczyć mogą coraz to szybsze przekroczenia poszczególnych progów termicznych na wiosnę (np. 20°C, czy 25°C).
Wczoraj w stolicy znowu padł rekord. Do tej pory na oficjalnej stacji warszawskiej nigdy nie odnotowano temperatury wyższej ani równej 23,4°C w dniu 8 kwietnia.
W Warszawie mamy kolejny dobowy rekord ciepła - tym razem dla dnia 09.04 wynoszący 25,8°C. A przy tym termiczne lato. Było to najwcześniejsze przekroczenie progu 25°C w historii meteo-pomiarów w stolicy. Warto dodać, że powyżej 25°C zanotowano nawet w Białymstoku.
Z powodu wymienionego przez @Lucasa, dzień wczorajszy w Warszawie (i nie tylko) ma wielkie znaczenie w annałach stołecznej klimatologii, gdyż oznacza poważne zbliżenie możliwego w sezonie wiosennym początku pogód gorących (za jakie uważa się u nas Tmax ≥ 25,0°C) do miesiąca... marca. Jak się wydaje, dobicie do 25°C także w marcu, to tylko kwestia czasu. Kolejna bariera pokonana, znowu ustanowiony został nowy punkt odniesienia w polskiej klimatologii. A przy tym warto jeszcze zwrócić uwagę - zwłaszcza warszawiaków - na dwie sprawy z tym wydarzeniem związane. > A mianowicie, lotniskowa stacja Okęcie, która jest wystawiona na wiatr, ma tendencję do szczególnego zaniżania najwyższych temperatur maksymalnych. W okolicach Warszawy wczoraj Tmax przekraczała nawet... 27 stopni! > Druga kwestia: pamiętajmy, że wielkie zabudowane obszary miasta są jeszcze cieplejsze. W rejonie śródmieścia, Tmax osiągnęła 25 stopni już 2 kwietnia - w zeszłym roku. > Do tego dodajmy skrajnie wysokie temperatury minimalne (np. wczoraj 10,4°C). > Czy można mówić w tych dniach o "szalejącej aurze"? A może w tym "szaleństwie" jest metoda? Szczegółowa analiza danych historycznych i ich ewolucji wskazuje, że to, co się dzieje, jest logiczną i nieuchronną konsekwencją ocieplenia klimatycznego, a nie żadnym "wybrykiem pogody".
@Ben Wwa To co się dzieje z aurą to jednak spore anomalie pogodowe, wzmacniane dodatkowo efektem cieplarnianym. Przecież te spore odchyłki od 'norm' (z poprzednich dekad) mają związek głównie z wahaniami wokół wartości średnich - a co dobrze pokazała nam fala silnego mrozu na przełomie lutego i marca oraz przedłużająca się zima. W bilansach za dłuższy okres przeważa "ciepło" (w sensie Tśr), ale jednak anomalie (niekiedy spore) mamy w obu kierunkach i dotyczą one nie tylko temperatury. Efekt cieplarniany wnosi sporo, ale trzeba pamiętać o tym, że średni trend zmian to nie wszystko.
@Lucas - kryterium decydującym dla stwierdzenia istnienia ocieplenia klimatycznego oraz oceny jego skali i ewolucji w czasie, jest średnia całodobowa temperatura w skali całorocznej. Jeśli dany rok miał wyższą tę wartość od innego, to znaczy że jest oceniany jako odeń cieplejszy, nawet, jeśli zdarzyła się w nim jakaś incydentalna, silniejsza fala mrozu. > Koncentrowanie uwagi na sporadycznych epizodach podnormalnych temperatur (które zawsze będą się pojawiać) w celu relatywizowania skali ocieplenia klimatu, może prowadzić do bardzo mylnych wniosków. > Przykład: nad ranem 1 sierpnia 2015 roku w Warszawie padł dobowy rekord chłodu. Czy to zmniejsza rangę faktu, że ten miesiąc był (w podsumowaniu) rekordowo gorący? Czy to ma jakikolwiek istotny wpływ na wnioski, jakie z tego podstawowego faktu należy wyciągać? Absolutnie nie. > Wniosek, jak z niego płynie (niezbyt odkrywczy) jest jeden: że ocieplenie klimatyczne nie jest równym, liniowym procesem wzrostu temperatury, bo ma swoje wahania. I tyle.
@Ben Wwa Myślę jednak, że zmiany klimatyczne to coś więcej niż sam wzrost temperatury średniej (który oczywiście jest niepodważalny i wcale nie taki symboliczny). Wg mnie przejawiają się one i nadal będą coraz częstszym/dynamiczniejszym przechodzeniem aury z jakiś jednych do innych skrajności termicznych i innych (w różnych kierunkach). Przykładowo, u nas ostatnio było rekordowo ciepło, ale na Hiszpanię, „Kanary”, czy niemałą część Ameryki N spłyną spory chłód. Owszem, średnio jest cieplej, niż byłoby w minionych dekadach – ale jednak te i inne rozmaite anomalie (w różnych kierunkach, dot. nie tylko temperatury) mają związek przede wszystkim z odchyleniami wokół średnich standardów (‘norm’) i trendów.
@Lucas - moim zdaniem, dostrzeganie i odnotowywanie wszystkiego co się w pogodzie dzieje, i u nas, i na całym kontynencie i globie, to oczywiście podstawowa czynność dla obserwatora (badacza). To wszystko jest ciekawe i znaczące. > Ja jednak jestem zwolennikiem uszeregowywania faktów według ich znaczenia, czy jak kto woli - ciężaru gatunkowego (w kontekście badania ewolucji klimatu). Mamy więc pogodowe fakty podrzędne - i nadrzędne. > Przykładowo: fakt, że marzec 2018 roku był chłodny, jest podrzędny wobec faktu, że średnia temperatura marca w okresie 2011-2018 jest rekordowo wysoka spośród wszystkich dekad całego okresu obserwacji meteorologicznych (mowa o Warszawie). > Ta kwestia zaszeregowania ma też drugi aspekt, a mianowicie, analizy znaczenia pojedynczego faktu we właściwym wymiarze. Nawet pozornie drobne wydarzenie może mieć taki nadrzędny charakter, gdy się dostrzeże jego kontekst. Przykładowo: jeszcze niedawno temu, pewien znany w polskim internecie badacz klimatu negował na swoim blogu znaczenie dobowych rekordów temperatury, argumentując, że jednego dnia rekord jest wyższy, po nim następują niższe, potem znowu wyższe, a więc jest to jakaś przeplatanka która nic istotnego nie mówi; a poza tym, jakie to ma znaczenie, że rekord został pobity o jakieś dziesiętne stopnia, przecież to drobiazg. Dlatego, gdy pewien internauta próbował na jego blogu informować na bieżąco o warszawskich nowych rekordach dobowych (w większości ciepła, a nie zimna, jak łatwo się domyślić), to ów badacz dawał surowy odpór takim wg niego "nieistotnym" informacjom. > Nie brał jednak pod uwagę tego, że najważniejsze w rekordach dobowych są nie tyle ich konkretne wartości czy kolejność, ale to, że przez bardzo wiele lat wcześniejszych obserwacji zawsze notowano w danych dniach wartości niższe. I to jest wskazówką, że takie rekordy sygnalizują (oprócz innych parametrów) wielką wagę obecnego ocieplenia klimatycznego. >> A tak przy okazji: to ciekawe, że ostatnio na wzmiankowanym blogu rekordy dobowe już nie są tępione; przeciwnie, w artykułach i dyskusjach są one tam zaraz odnotowywane i analizowane, gdy tylko się pojawiają. Warto odnotować to (dyskretne) wycofanie się owego badacza (i jego współpracowników) ze swojego wcześniejszego, błędnego podejścia do kwestii rekordów temperatur.
Ja się z wieloma kwestiami zgadzam. Nie mniej za też istotne uznam np. to, że fala silnego mrozu (z rekordem zimna) trafiła się po "łagodniejszej" większej części zimy. A teraz mamy dość szybki skok z zimy do lata. A i np. przebieg zimy 2011/12, czy zmiany NAO/AO ok. 2010 r. też są swojego rodzaju istotnymi zdarzeniami. Albo zestawienie września 2016 r. z październikiem 2016 r., czy wrześniem 2017 r. Dlaczego? Bo po prostu te różnego rodzaju "niespodzianki" (ze jednej skrajności w inną) jeszcze bardziej wpływają na nasze codzienne życie, niż same średnie trendy pogodowo-klimatyczne.
To, że niedawna fala mrozu i zimna trafiła się po ogólnie łagodnej zimie, oraz to, że niedługo po niej zaczęło się coś, co raczej przypomina lato a nie wiosnę, to moim zdaniem raczej potwierdza incydentalny charakter tejże fali zimna, zmniejszając jej znaczenie dla oceny ogólnej tendencji klimatycznej. A co w pogodzie bardziej, a co mniej wpływa na "nasze" codzienne życie, to kwestia bardzo indywidualna (kim są "my"?). Ja nie odczułem boleśnie ani późnej fali mrozu ani chłodnego marca, za to wielkie wrażenie, wręcz fizycznie, robi na mnie obecne ponadnormalne (?) ciepło (a chwilami - gorąco). Dla mnie faktem decydującym o moim ogólnym odczuciu pogodowo-klimatycznym jest to, że obecny klimat Warszawy i jej regionu jest po prostu inny niż dawniej. Cieplejszy, ze stopniowo coraz suchszym środowiskiem. > A sporadyczne "niespodzianki" pogodowe? One zawsze u nas były; moim zdaniem, kiedyś bywało ich więcej, i często bardziej gwałtownych niż obecnie. Rozumiem jednak, że dla wielu ludzi, w sytuacji ogólnego ocieplenia, okresy chłodów co dawniej nikogo by nie zaskakiwały, teraz są coraz bardziej przykre. Człowiek - zwłaszcza w naszej, chłodnej strefie klimatycznej - szybko przyzwyczaja się do zwiększonego ciepła i wnet zaczyna je traktować jako normę.
@Ben Wwa Ja bym jednak nie deprecjonował skali ochłodzeń i w ogóle jakichkolwiek różnych skrajności pogodowych (różnego typu, w różnych kierunkach) tylko/głównie dlatego, że mamy trend wzrostu temperatury, której genezą jest GW (a uściślając AGW). Czy Twoim zdaniem np. II połowa kwietnia i początek maja ub.r. to było "takie nic" skoro koło Częstochowy potrafiło spaść do 43 cm śniegu? A potem przymrozki na początku maja wymrozimy część upraw/kwiatów owocowych - a co jest bardziej prawdopodobne po łagodniejszej zimie i/lub szybszym starcie wiosny? Albo, że ptactwo, czy owady (w tym np. pszczoły) regularnie zmylane jest bardzo "skaczącą" temperaturą? Trudniej przyzwyczajać się do rosnącej dynamiki procesów pogodowych (przeskakujących coraz częściej/szybciej ze skrajności w skrajność), niż do samych zmian Tśr. Widzę to chociażby po samym swoim ogródku i działce, gdzie - w porównaniu z obserwacjami z dzieciństwa - coraz częściej jest albo za sucho, albo za mokro.
@Lucas, po kolei. >>> Ad. 1) Niczego nie deprecjonuję. Napisałem (powtarzam): "moim zdaniem, dostrzeganie i odnotowywanie wszystkiego co się w pogodzie dzieje, i u nas, i na całym kontynencie i globie, to oczywiście podstawowa czynność dla obserwatora (badacza). To wszystko jest ciekawe i znaczące. Ja jednak jestem zwolennikiem uszeregowywania faktów według ich znaczenia". > Ad. 2) Doskonale wiesz (jak sądzę), że obfite śnieżyce (osobliwie wielkie w krótkim czasie) są jeszcze jednym symptomem ocieplenia klimatu. Ostatnio w BBC oglądałem bardzo ciekawy reportaż o dużym wzroście opadów śniegu na Antarktydzie; przyczyna jest ta sama. Mamy o tym nie mówić? > Ad. 3) Przymrozki w maju w Polsce to nic nowego ani osobliwego. W bieżącej dekadzie, do tej pory (w Warszawie) 3 maje miały najniższe Tmin ujemne (na 2-ch metrach). W dekadzie 2001-2010 - 1 maj. Dekada 1991-2000 - 4. Dekada 1981-1990 - 2. Dekada 1971-1980 - 4. Dekada 1961-1970 - 4. Dekada 1951-1960 - 3. I tak dalej... Pamiętam, jaką sensację - by nie powiedzieć histerię - wywołały tu przymrozki na początku maja 2007 roku; że katastrofa, coś strasznego, itd. A tymczasem prawdziwie sensacyjne jest to, że w 1-ej dekadzie XXI wieku mieliśmy tu TYLKO jeden maj z przymrozkiem. > Ad. 4) Trudno mi dostrzec "rosnącą dynamikę procesów pogodowych" (cokolwiek to konkretnie znaczy). Raczej przeciwnie, przynajmniej niektóre "gwałtowne" parametry stopniowo "uspokajają się" w moim regionie (np. prędkość wiatru, liczba burz, skoki ciśnienia). >>> Gdy analizuję dane, to uderza mnie jeden, fundamentalny, niejako podwójny fakt: jest (w ogólności) coraz cieplej, a klimatyczny bilans wodny pogarsza się w Polsce nizinno-środkowej. Znam dużo danych wskazujących, że to najpoważniejszy problem, przed jakim stoi nasze środowisko i gospodarka; w perspektywie - moim zdaniem - kilkunasto-, a może nawet już kilkuletniej. Jeżeli obecna tendencja nie ulegnie zahamowaniu. >>> Zaznaczam, że nikomu nie zabraniam ekscytowania się bieżącą zmiennością warunków pogodowych w naszym kraju (czy gdzie indziej). Mi też się to zdarza, jednak moją główną rolę w sieci jako komentatora pogody/klimatu, widzę inaczej.
Mnie np. bardzo intryguje aspekt "blokowania" niżów i/lub wyżów nad danym obszarem - na zmianę z okresowo dużym przyspieszaniem prądu strumieniowego (co ostatnio w skali roku jest jednak rzadsze). Podstawowe pytanie brzmi: czy może mieć to związek w większym stopniu z naturalnymi cyklami (np. AMO), czy bardziej z GW? Bo jeżeli z tym drugim to sprawa jest poważniejsza i to znacznie bardziej, niż sam w sobie rozpatrywany wzrost Tśr - ten będzie też istotnym problemem, ale u nas głównie już w kolejnych stuleciach. Bowiem - przynajmniej na razie - to, czy podczas większych ochłodzeń będziemy mieli anomalie np. rzędu -14K, czy -12K - a podczas większych ociepleń anomalie np. rzędu +9, czy +11K (a takie mamy średnie różnice względem okresu sprzed 100+ lat) - są i tak mniej odczuwalne, niż w ogóle to, że temp. jest sporo poniżej 'normy' lub powyżej niej. Burze i wichury są może i słabsze/rzadsze, ale tu też pozostaje pytanie o przejściowość tego trendu lub też nie (?). Przykład sierpnia ub.r. na Kujawach/Pomorzu powinien dawać do myślenia... Jednak - jak mi się wydaje - dla naszej strefy klimatycznej największe problemy wynikają i będą wynikać z coraz to częstszych skrajności (bez)opadowych + coraz to silniejszych fal upału latem. W największym stopniu ma to związek z naturalnym "szumem" pogodowym, który to jednak w coraz to większym stopniu jest zaburzany przed dodatkowe wymuszenie jakim jest efekt cieplarniany.
@Lucas - ciekawy komentarz, stawiający ważne pytania. Odpowiedzi na nie będą się pewnie stopniowo wyłaniać z upływem kolejnych lat. > Ja w tej chwili odniosę się tylko do przykładu pomorsko-kujawskiej nawałnicy z sierpnia 2017, często przywoływanej jako dowód, że (podobno) nasilają się u nas ekstremalne zjawiska atmosferyczne. Otóż, nie ulega wątpliwości, że spowodowała ona bardzo (wyjątkowo?) rozległe zniszczenia w lasach. Być może spowodowane bezprecedensową prędkością wiatru. A może ich przyczyna jest inna? Np. słaba odporność obalonych drzew, z których - o ile wiem - znaczna część to sosnowe monokultury; nie dość, że sosna jest ze swojej natury nieszczególnie silnym drzewem, to jeszcze jej dość płytki system korzeniowy może być osłabiony przez spadający poziom wód gruntowych. Co oznacza, że takie drzewa przewracają się w Polsce coraz łatwiej.